Dzień piąty – Lublin i Rabka-Zdrój

SONY DSC

 

Mimo porannych trudności ze zdaniem kompletu kluczy do hostelu, nadszedł czas na ruszenie w dalszą podróż pełną inspiracji. Do teraz zachodzimy w głowę, czy uczestnicy przypadkiem specjalnie nie schowali kluczy, aby zostać dłużej w Lublinie, który tak bardzo im się spodobał, czy może tak intensywnie rozmyślali nad pomysłami do projektów.

Zanim jednak na dobre ruszyliśmy w trasę na Podkarpacie zatrzymaliśmy się jeszcze w Muzeum Wsi Lubelskiej. Pomysł na budowę muzeum na wolnym powietrzu zrodził się już w 1960 r. Skansen podzielony został na 7 sektorów, aby przybliżyć odwiedzającym historię dawnego województwa lubelskiego. Na obecną chwilę muzeum rozrosło się do tego stopnia, że wnikliwe obejrzenie go w całości zajęłoby nam ponad 7 godzin. Po wejściu na teren muzeum przez recepcję, której architektura wzorowana jest na nie istniejącym już budynku z Kazimierza Dolnego, ogarnęło nas zdziwienie a jednocześnie zachwyt nad ogromem tego obiektu. Po skansenie oprowadzał nas starszy kustosz mgr Grzegorz Miliszkiewicz oraz starszy kustosz, kierownik działu Edukacji Muzealnej dr Magdalena Stachyra, którzy wywarli na uczestnikach wielkie wrażenie.

Zwiedzanie zaczęliśmy od części nazwanej „Wyżyną Lubelską”. Ekspozycja jaką mogliśmy tam zobaczyć to min: Wiatrak typu holenderskiego z Zygmuntowa, który jest pierwszym obiektem sprowadzonym do muzeum, Kapliczkę kłodową z Kolanówki przedstawiającą Postać Jezusa Frasobliwego, będącą najbardziej archaiczną spośród spotkanych na terenach Lubelszczyzny, Zagrodę z Urzędowa czy kołowrotową studnię z Błażka. Następnie przeszliśmy do „Miasteczka” czyli rekonstrukcji miasteczka z lat trzydziestych XX wieku, typowego dla lubelskiej prowincji. To była część która spodobała się wszystkim najbardziej. Odwiedziliśmy fryzjera, sklep żelazny, starą pocztę oraz usiedliśmy w sklep E. Jaworskiego, gdzie słuchaliśmy czarujących opowieści kustosza, który na koniec aby oddać klimat tamtych czasów odtworzył nam piosenki Mieczysława Fogga w tle- które nuciliśmy przez pozostałą część dnia. Stacją końcową naszej wycieczki po skansenie była część nazwana „Roztoczem”, po jej zwiedzeniu dosyć spiesznie ruszyliśmy w dalszą trasę. Przed dotarciem do Bukowiny czekał nas jeszcze jeden przystanek- Rabka Zdrój.

Po całodniowej podróży z paroma przystankami na rozprostowanie nóg w końcu dotarliśmy do miejsca, które zapamiętamy na długo. Mowa tu o Muzeum im. Władysława Orkana, mieszczącego się w drewnianym kościele p. w. św. Marii Magdaleny wzniesionego w 1606r. Już sam budynek wywarł na nas ogromne wrażenie swoją monumentalną konstrukcją, która po zmroku w świetle reflektorów wokół niej ustawionych budziła niesamowity respekt. Po przekroczeniu progu przywitała nas promiennym uśmiechem Magdalena Wojtowicz- Wierzbicka. Z początku nasze zwiedzanie nie różniło się niczym od zwiedzania jakiegokolwiek innego muzeum, oprócz tego że odbywało się w nocy. Ekspozycje muzealne prezentowały wystawy: rzeźby, strojów, rzemiosła czy garncarstwa, które jak najbardziej nas zainteresowały, lecz to co zobaczyliśmy po wejściu do centralnej części kościoła wprawiło nas w osłupienie. Kościół wypełniały mniej lub bardziej przerażające postacie wyłaniające się powoli z ciemności. Przytłumione światło nadawało wnętrzu klimat grozy, który przyprawiał nas o dreszcze. Połączenie sakralnego wnętrza z wystawą scenografii lalek teatru Rabcio wywołało nieco psychodeliczny klimat, który pobudził naszą wyobraźnię i po dotarciu do Bukowiny nie pozwalał na sen, a przecież rano trzeba było wstać. Rabkę- Zdrój na pewno zapamiętamy na długo.